Renifer Niko ratuje brata (2012) Dubbing PL premium Młodszy brat Niko zostaje porwany! Dodaj komentarz. Najlepsze komentarze. Duże Dzieci 2.
Znalazłem go w rzeczach ojca, był nabity. Położyłem na podłodze, pociągnąłem za spust, a pistolet wypalił jak cholera. Mama od razu przybiegła przestraszona, a ja mówię: "To nie ja
Jeszcze większe dzieci ( ang. Grown Ups 2) – amerykański film komediowy z 2013 roku w reżyserii Dennisa Dugana. Wyprodukowany przez Columbia Pictures. Sequel filmu Duże dzieci z 2010 roku. Światowa premiera filmu miała miejsce 12 lipca 2013 roku, natomiast w Polsce premiera filmu odbyła się 9 sierpnia 2013 roku.
Tłumaczenie hasła "igraszka" na francuski . jeu, jouet, bagatelle to najczęstsze tłumaczenia "igraszka" na francuski. Przykładowe przetłumaczone zdanie: To wygląda na dziecinną igraszkę, lecz nie dajcie się zwieść. ↔ On dirait que c'est un jeu d'enfant, mais ne vous méprenez pas.
Nike Jr. Vapor 15 Academy Mercurial Dream Speed. Korki piłkarskie o niskim profilu dla małych/dużych dzieci MG. 1 kolor. 299,99 zł. Sprawdź Duże dzieci (7–15 lat) Chłopcy Nike Black Friday na Nike.com. Darmowa dostawa i zwroty.
Tuwim to polski poeta żydowskiego pochodzenia, który najbardziej znany jest ze swojej twórczości dla dzieci. Jego "Lokomotywa" to jeden z najczęściej powtarzanych wierszy na różnych szkolnych akademiach. Jednak twórca na swoim koncie ma nie tylko wiersze dla dzieci, ale także kilka liryków, które w XX wieku budziły duże kontrowersje.
. Opis Tutaj dzieci mogą śmiało biegać, skakać, pokonywać rozmaite przeszkody a o bezpieczeństwie naszej Sali świadczą wszelkie niezbędne atesty i certyfikaty. Czteropoziomowa, kolorowa konstrukcja zabawowa pomaga rozwijać dziecięcą wyobraźnię, dlatego beztroskie figle w Igraszce, za każdym razem tworzą inną, niepowtarzalną przygodę dla Twojego dziecka. Podczas projektowania naszej Sali pamiętaliśmy również o jej najmłodszych użytkownikach i przygotowaliśmy oddzielne miejsce specjalnie dla nich. Jest tu basenik ze zjeżdżalnią, wypełniony kolorowymi piłeczkami, są bujaczki oraz mięciutkie mega klocki. W tej części sali są również wygodne ławki dla rodziców i opiekunów tych maluszków, które jeszcze potrzebują pomocy, w swoich pierwszych, igraszkowych osiągnięciach. Dla dzieci (wiek): 3-8 lat, powyżej 8 lat Opłaty: Płatne Czas zwiedzania: Od poniedziałku do piątku w godz. 13:00-19:00 Ze zwierzętami: Nie Galeria Imprezy dla dzieci COM_JOMHOLIDAY_TAB_FEATURES Informacje Źródło zdjęć i informacji: Telefon Komórkowy: 609-382-678 Cennik KLIENCI INDYWIDUALNI Poniedziałek - Piątek 1 godzina = 10zł 2 godziny = 19zł 3 godziny = 26zł Zabawa bez ograniczenia czasowego = 21zł Sobota, Niedziela i Święta 1 godzina = 12zł 2 godziny = 22zł 3 godziny = 30zł Zabawa bez ograniczenia czasowego = 26zł KARNETOWY ZAWRÓT GŁOWY Karnet weekendowy * = 40zł Karnet tygodniowy** = 60zł Karnet miesięczny*** = 150zł
fot. Adobe Stock, contrastwerkstatt Pamiętam swój pierwszy dzień w pracy. Byłam bardzo szczęśliwa, że udało mi się ją zdobyć. Przyjechałam ze wsi do dużego miasta i okropnie się bałam. Wszystko wydawało mi się takie obce, czułam się prowincjonalną gąską. W dodatku dopiero co zaczęłam studia, nie miałam żadnego doświadczenia. Idąc na rozmowę kwalifikacyjną, myślałam, że mnie odrzucą. Tym bardziej że kobieta, która ze mną rozmawiała, była strasznie zasadnicza, taka… zimna i wyniosła. Ale udało się! Spodziewałam się zobaczyć ją znowu przy podpisywaniu umowy, tymczasem za za biurkiem siedział młody facet. Na jego widok zachowałam się jak kretynka. Nawet nie chodzi o to, że był przystojny. Po prostu… oczarował mnie. Zadurzyłam się od pierwszego wejrzenia! Nie mam pojęcia, co on sobie o mnie pomyślał i czy zauważył moje zmieszanie. Kiedy weszłam, wstał, przywitał się ze mną i poprosił, żebym usiadła. – Witamy w firmie – uśmiechnął się. – Miło mi panią poznać. Proszę, tu są gotowe papiery, tak jak się pani umawiała z panią Basią – etat na okres próbny i na razie taka stawka. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to potem umowa na czas nieokreślony i podwyżka. Wszystko się zgadza? Rzuciłam okiem w papiery i skinęłam głową, choć właściwie nie wiedziałam, co tam było napisane. Cały czas próbowałam zapanować nad swoimi emocjami. Rozum odzyskałam dopiero wtedy, gdy wyszłam z jego gabinetu. Kiedy wróciłam do biura, dziewczyny zapytały, co i jak. – Spoko – mruknęłam. – Tylko zdziwiłam się, bo rozmawiałam z facetem… – No tak, z prezesem, a z kim miałaś rozmawiać? – zdziwiła się z kolei Jola, moja bezpośrednia przełożona. – Myślałam, że z tą kobietą, która mnie zatrudniała… – wzruszyłam ramionami. – Z Baśką? Nie, ona jest personalną. To znaczy, my tak na nią mówimy – wyjaśniła mi. – Zarządza zasobami ludzkimi czy jakoś tak. No, zajmuje się właśnie rozmowami kwalifikacyjnymi, szkoleniami i takimi tam. Ale to prezes zatrudnia, on podpisuje umowy. Zaproponował mi podwózkę Próbowałam się czegoś o nim dowiedzieć, udając, że to tylko czysta ciekawość. Mam nadzieję, że się przy tym nie czerwieniłam! – Fajny jest, chociaż taki… skryty – opowiadała Jolka przy śniadaniu. – Chyba samotny, w każdym razie żony nie ma. I w ogóle to równy gość. Nie czepia się, nie zwalnia, nawet premie daje. Po raz kolejny zobaczyłam go dopiero po miesiącu. Siedziałam wtedy w pracy sama, po godzinach, bo się nie wyrabiałam. On wychodził i zajrzał do biura, gdyż zobaczył zapalone światło. – A co pani tu jeszcze robi? – zapytał, wkładając płaszcz. – Zamykamy, do domu. – Ojej! – zmartwiłam się szczerze. – A ja mam jeszcze tyle pracy! – Robota nie zając, nie ucieknie – stwierdził prezes. – Szybciutko, proszę się zbierać, bo muszę wszystko pozamykać. Zostawiłam papiery i pozbierałam swoje rzeczy. Czekał na mnie przy drzwiach. – A samochód pani ma? – spytał, kiedy wychodziliśmy. – Może panią podrzucić? – Nie mam – zawahałam się. – A dokąd pan jedzie? Jak w stronę miasta, tobym się zabrała. Mieszkam na Ochocie. – A to po drodze. Podwiozę panią. Dobrze prowadził. Spokojnie, równo. W ogóle był taki spokojny… Przez cały czas wypytywał mnie, co robię w czasie wolnym, jak mi się mieszka w Warszawie i skąd pochodzę. Gdy usłyszał, że z okolic Dęblina, uśmiechnął się. – Mój dziadek się tam urodził – powiedział. – Mieszkał w takiej małej wsi, Skoki czy Skoków… Nie pamiętam. Lubiłem słuchać wieczorami jego opowieści. Dobrze mi było w tym samochodzie. Padał deszcz, a tu tak ciepło i sucho. Jacek – tak kazał na siebie mówić prezes – dużo opowiadał o swojej rodzinie. Jego głos był miękki, kojący. Mało brakowało, a zasnęłabym! – Gdzie teraz? – zapytał, gdy już podjechaliśmy na moje osiedle. – Ależ ja sobie dojdę, nie trzeba… – było mi głupio, bo miał mnie podrzucić, a on mnie podwiózł pod sam dom! – Gdzie dojdziesz?! Deszcz leje, podwiozę cię, to nie problem – odparł. Zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu parasola, ale – niestety – został w przedpokoju. Jacek bez słowa wyłączył silnik, wyszedł i otworzył mi drzwi, rozpościerając nade mną swój parasol. – Dziękuję. Naprawdę – powiedziałam, wyciągając rękę na pożegnanie. – Nie ma za co – uśmiechnął się i przytrzymał ją przez chwilę. – Do jutra. Jestem kretynką, ale byłam szczęśliwa! Nie, żebym sobie coś wyobrażała. Po prostu mi pomógł. Lecz mimo wszystko… Odtąd Jacek często mnie podwoził, zwłaszcza gdy zostawałam dłużej w pracy. I muszę przyznać, że zdarzało mi się czasem przeciągać robotę… Cieszyłam się za każdym razem, gdy mogłam siedzieć z nim sam na sam w samochodzie, gdy rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Tam był szefem, tu… Czy ja wiem? Kumplem? Doradcą? Mentorem? Zaczęło się od rachunkowości Często wypytywał mnie o studia. Kiedyś przyznałam się, że mam problem z rachunkowością. Następnego dnia przyniósł mi do biura podręczniki i notatki. – To moje jeszcze ze studiów – wyjaśnił. – Może ci się do czegoś przydadzą? Gdy tylko wyszedł, dziewczyny natychmiast się na mnie rzuciły. – Co jest? Przyznaj się – zapytała Jolka. – Wy coś… tego? – dorzuciła Marzena. – Nie, co wy gadacie?! Podwiózł mnie do domu, rozmawialiśmy i powiedziałam, że nie rozumiem rachunkowości – tłumaczyłam się, czując, jak palą mnie policzki. Jakoś je to przekonało. Gdyby wiedziały, co było potem, tak łatwo by nie odpuściły. Bo od rachunkowości się zaczęło. Kilka dni później Jacek znowu mnie odwoził. Zapytał, jak sobie radzę. – Nie wszystko rozumiem – pokręciłam głową. – Teorię niby znam, ale gdzieś robię błąd… No nic, egzamin w sobotę po południu, to jeszcze jest chwila. – A może… – zaczął odrobinę niepewnie. – A może mógłbym ci pomóc? – Jak? – zdziwiłam się. – Już mi pomogłeś, twoje notatki są świetne. – Dobry byłem z rachunkowości. Może ci wytłumaczę? Na przykład jutro, po pracy. Dziś muszę wracać, bo mam umówioną wizytę z kotem u weterynarza. Ale jeżeli mówisz, że wszystko rozumiesz, to tylko kwestia znalezienia błędu. Nie mogłam się doczekać tego piątku. Nieważna ta rachunkowość, ale ON miał do mnie przyjść! Oczywiście w czwartek wieczorem, zamiast się uczyć, pucowałam mieszkanko i piekłam ciasto. A w piątek w pracy siedziałam jak na szpilkach. „Niech już wszyscy sobie pójdą” – myślałam. Lecz tym razem Jacek już o zadzwonił na mój numer służbowy. – Jak nie masz nic bardzo pilnego, to się zbieraj – powiedział. – Egzamin jest ważniejszy niż faktury, szkoda czasu. Wstałam więc i powiedziałam Jolce, że muszę już wyjść, żeby się uczyć. – Uprzedzaj mnie wcześniej następnym razem – mruknęła niezbyt zadowolona. – Musisz to nadrobić w poniedziałek. – Jasne – byłam tak szczęśliwa, że Jacek spędzi ze mną wieczór, że nie przeszkadzał mi nawet jej protekcjonalny ton. Długo zapamiętam tamte pierwsze chwile spędzone z nim sam na sam... Po pierwsze, okazał się znakomitym nauczycielem. Po drugie, widziałam, że naprawdę się martwi, czy zdam. A po trzecie… No właśnie, po trzecie, to kiedy już skończyliśmy się uczyć, został jeszcze dłuższą chwilę. Chwalił ciasto, słuchaliśmy muzyki i widziałam, że wcale nie ma ochoty wychodzić. Było późno, kiedy wstał z fotela z wyraźnym ociąganiem. – Musisz się wyspać – powiedział. – Będę trzymać kciuki. Daj znać, jak ci poszło. I… pocałował mnie na pożegnanie! To jakiś cud, że w ogóle mogłam się skupić na egzaminie, bo nagle cała ta rachunkowości przestała być ważna! Zadzwoniłam do niego, że zdałam, a on zapytał, czy chcę to jakoś uczcić. Od tego wieczoru wszystko się zaczęło. Do niczego wówczas nie doszło – po prostu siedzieliśmy w przytulnej knajpce i opijaliśmy mój sukces. Lecz to wtedy mi powiedział, że chciałby ze mną być… W pracy szybko się zorientowali. – Nie chcę się wtrącać, ale ty się lepiej zastanów – zagadnęła mnie Jolka podczas lunchu. – To jest szef. Starszy od ciebie. Na pewno bardziej obeznany w pewnych sprawach. Zresztą z szefem w ogóle nie jest fajnie flirtować. A ty jesteś młoda i niedoświadczona. Moja mama powiedziała mi wprost: – Córciu, ty jesteś dziewczyna ze wsi, a on prezes z miasta. Pobawi się tobą, a potem zostawi i tyle. A nie daj Boże, dziecko z tego będzie! Nie jestem naiwna, nie wierzę w bajkę o Kopciuszku. Ale wierzę w miłość. I widzę, jak Jacek mnie na patrzy, jak mnie traktuje. Wcale nie ciągnie mnie do łóżka, nie bawi się moim kosztem. Ja go kocham, on mnie chyba także. Z drugiej strony, życie potrafi być okrutne… Kto zatem ma rację? Jolka i mama czy moje serce? Czytaj także:„Córka wpadła w depresję po tym, jak chłopak zostawił ją z dzieckiem. Musiałam zająć się wnuczką i dzięki temu odżyłam”„Żyliśmy spokojnie i biednie, aż mąż zaczął się zadłużać. Córce spodobało się, że tatusia stać na jej kaprysy”„Grałam szczęśliwą singielkę, a w rzeczywistości cierpiałam w samotności. Nie miałam nawet komu powiedzieć >>dobranoc<<”
Wiersz „Prolog” z tomu „Napis” niby jest wspomnieniem wojny, ale to antystalinowski, antykomunistyczny manifest i hołd dla towarzyszy broni. W wierszu bohaterem jest On i w kontrze towarzyszy mu Chór, którym jest oczadziałe i odarte z pamięci społeczeństwo, które interesuje jedynie „cielę na rożnie”.Prosty pogrzeb na podwórzu/ dwie deski w krzyż i hełm dziurawy”, ale Poeta nie precyzuje, co to za podwórze. To w żadnym razie nie cmentarz, a pośpiesznie wykopany grób wskazujący na Powstanie Warszawskie. Kawałek dalej Herbert pisze: „Gryf”, „Wilk” i „Pocisk” kto pamięta. Wydaje się, że poeta wspomina żołnierzy poległych w Powstaniu Warszawskim, odczytuje ich pseudonimy z desek naprędce skleconych krzyży. Poległymi bezpieka ani NKWD nie będą się interesowały, chociaż 5 lat po śmierci w styczniu 1949 r. UB chciała aresztować Krzysztofa Kamila Barczyńskiego. Używanie pseudonimów było koniecznością, by nie narażać na represje, tortury i śmierć, jakie spotkały Kazimierza Moczarskiego, który od aresztowania 28 sierpnia 1945 r. siedział w więzieniu aż do 24 kwietnia 1956 r. i był przez 2,5 roku torturowany oraz skazany na śmierć. Ostatecznie został ułaskawiony, a później zrehabilitowany. Kaci Moczarskiego i Pileckiego W piśmie z 1955 r. do Naczelnej Prokuratury Wojska Polskiego, którego odpis Moczarski przekazał adwokatowi Władysławowi Winawerowi opisał 49 rodzajów tortur, jakim był poddawany. Okrucieństwo komunistycznych śledczych było potworne. To fragment tej listy: „przypalanie: 22) rozżarzonym papierosem okolic ust i oczu (Chimczak), 23) płomieniem – palców obu dłoni (Dusza, Kaskiewicz i Chimczak); 24) miażdżenie palców obu rąk między ołówkami (Dusza, Kaskiewicz); 25) miażdżenie palców stóp (wskakiwanie butami na stopy) – (Dusza, Kaskiewicz, Chimczak); 26) kopanie nóg i korpusu ciała (Dusza, Kaskiewicz oraz oddziałowy Stanisław Wardyński lub Wardeński, Wardęski); 27) kopanie specjalnie w kości goleniowe (Dusza, Kaskiewicz, Chimczak); 42) wyjmowanie okien w celi w październiku 1949 r. na 24 godziny, przy spaniu pod 1 kocem, częściowo bezpośrednio na betonie (1 siennik na 3 więźniów) – z rozkazu ppłk. Duszy przypilnowywał wykonania Inspekcyjny XI Oddziału oraz oddziałowy Mazurkiewicz; 43) wielokrotne wlewanie do celi kubłów wody (z rozkazu ppłk. Duszy – Inspekcyjny XI Oddziału oraz oddziałowi, Mazurkiewicz i Stanisław Wardęski czy Wardeński)”. Ten spis daje pojęcie o torturach, jakim był poddany rotmistrz Witold Pilecki, który przed śmiercią wyznał: „Oświęcim przy tym to była igraszka”. Zresztą ci sami zbrodniarze torturowali Kazimierza Moczarskiego i Witolda Pileckiego: Józef Różański, Jerzy Kaskiewicz, Eugeniusz Chimczak – ten ostatni służył w SB aż do czerwca 1984 r. Mętna rzeka Herbert poświęcił pamięci Kazimierza Moczarskiego wiersz „Co widziałem” w tomie „Raport z oblężonego miasta” (1983). W wierszu jest dedykacja z imienia i nazwiska, ale pod utworem widnieje data 1956, co by świadczyło, że poeta znał tę historię już wtedy, zapewne z ustnych relacji. Opublikowanie wiersza „Co widziałem” w 1956 i jeszcze wiele lat potem mogłoby narazić Kazimierza Moczarskiego, Herberta i rodziny oraz znajomych ich obu. Nie mógł nawet użyć pseudonimów Moczarskiego, gdyż były one znane UB. Oprawcy Moczarskiego i tysięcy Polaków żyli i pracowali w różnych strukturach UB i byli ciągle bardzo niebezpieczni. Dlatego poeta pisał o poległych, używając – jeśli nie pseudonimów, to greckich imion antycznych bohaterów i bogów. To był sposób na upamiętnienie, ale nie zdekonspirowanie bohaterów. W „Prologu” „Gryf” to być może Janusz Brochwicz-Lewiński, ur. w 1920, oficer AK, żołnierz batalionu „Parasol”, który przeżył i po wojnie został na Zachodzie, a wrócił do Polski dopiero w 2002 r., „Pocisk” to Zbigniew Baryła (ur. 1929) – żołnierz WiN i AK, zamordowany przez NKWD w 1945 r., a „Wilk” to może być Zbigniew Kruszelnicki (ur. 1922), który zginął w 1944 r., albo dużo starszy od Herberta Aleksander Krzyżanowski (ur. 1895) – dowódca operacji „Ostra Brama”, który zmarł na gruźlicę w więzieniu w 1951 r. Mamy łączność poległych i żywych. Chór to próbuje zanegować: „nie ma tego/ miasta”, każe spalić pamiątki, wyrzucić wspomnienia i „W nowy strumień życia wstąpić”, a On zaprzecza i odmawia: „Świeci jeszcze”, by potem dodać: „Puste miejsce/ lecz wciąż ponad nim drży powietrze/ po tamtych głosach”. Jest zderzeniem wspomnień tego, co było przed wojną z nowym ładem przedstawianym przez chór jako sielanka. Ten nowy ład to zapewne komunizm, dlatego bohater kończy słowami: „Rów, w którym płynie mętna rzeka nazywam Wisłą. Ciężko wyznać: na taką miłość nas skazali taką przebodli nas ojczyzną” Przebodli, czyli przebili, przeszyli. Tylko czym? Widłami? Bagnetem? Czy to nie aluzja do operacji „Wisła”, oraz pacyfikacji polskiego podziemia zbrojnego walczącego w lasach i łamania oporu przeciwko komunistom? Lub sugestia, że Polska jako państwo stało się tak obce, że przestało być Polską, a stało się jakimś krajem nad Wisłą, Krajem Przywiślańskim, będąc częścią rosyjskiego komunistycznego imperium. „Anioł” W innym wierszu w tym tomiku „Przesłuchanie Anioła” w dwóch pierwszych zwrotkach poeta opisuje postać Anioła w taki sposób: „Kiedy staje przed nimi w cieniu podejrzenia jest jeszcze cały z materii światła eony jego włosów spięte są w pukiel niewinności” Niewinność przypisuje się dzieciom, nazywanym często aniołkami. „Eony włosów spięte w pukiel” podkreślają dziecięce i anielskie cechy bohatera wiersza. Światło symbolizuje nie tylko niematerialność, anielską czystość i bezcielesność, ale także nadzieję, marzenia, jasną przyszłość, jaką przed sobą mają dzieci i młodzi ludzie. Na uwagę zasługuje, że poeta rzeczownik „anioł” w tytule wiersza pisze dużą literą. A zatem nie jest to jakiś bezimienny anioł, nie jest to Szemkel ani Gabriel, ani Azrael, którym poświęcił wiersz „Siódmy anioł”, ale konkretna postać, osoba nosząca nazwisko lub używająca pseudonimu Anioł. Duża litera jest kluczem, istotną podpowiedzią, która uprawnia nas do poszukania go wśród żywych lub poległych. Z archiwum Muzeum Powstania Warszawskiego można się dowiedzieć, że w Powstaniu walczył harcerz, wtedy piętnastoletni Andrzej Biliński, ps. „Anioł”, jako członek „Bojowych Szkół” (BS), w 3-ej kompanii „Giewonta”, który wchodził w skład Baonu „Zośka”, a później, po tym, jak wszyscy członkowie kompanii „Giewonta” zginęli zasypani po wybuchu bomby, walczył w Batalionie „Zaremba-Piorun”. Po wojnie, w 1946 r. został aresztowany i był przez kilka miesięcy torturowany. W rozmowie z Małgorzatą Brama, przeprowadzonej 8 lutego 2008 r. Andrzej Biliński opowiedział, że przyszedł do oddziału jako harcerz, nosząc pseudonim „Skiba”, a z powodu młodego wieku i dziecięcego wyglądu koleżanki nazywały go „Naszym aniołkiem”, skąd wziął się jego nowy pseudonim „Anioł”. „Przesłuchanie Anioła” W kilku zwrotkach wiersza Herbert opisuje tortury fizyczne i psychiczne, jakim poddawany jest Anioł, a w dziewiątej strofie przytacza szczegóły, dzięki którym można zidentyfikować bohatera z dużą dozą pewności, badając jego uzębienie: „język waha się między wybitymi zębami a wyznaniem” Wyznanie oznacza tu złożenie i podpisanie wymuszonych torturami zeznań, wsypanie kolegów z organizacji, zdradę. Andrzej Biliński w przytoczonej rozmowie wspomina: „Po paru dniach śledztwa skończyło się bicie w mordę. Na dobry wieczór – bo przyszli wieczorem – wybili mi trzy zęby”. Śladów DNA z wiersza nie da się wydobyć, ale trzy elementy: wybite zęby, młody wiek bohatera i ujawniony pseudonim pozwalają z dużą pewnością zidentyfikować człowieka, który posłużył za wzór w wierszu, był inspiracją do jego napisania. Potwierdza to inna zwrotka wiersza: „po kilku nocach dzieło jest skończone skórzane gardło anioła pełne jest lepkiej ugody” Chronologicznie wszystko wygląda podobnie w zeznaniach Anioła i wierszu Herberta. Z punktu widzenia oprawcy: „jakże piękna jest chwila gdy pada na kolana wcielony w winę nasycony treścią” Nasycenie treścią oznacza tu wiedzę, jaką oprawca chce wydobyć od ofiary, wyjawienie nazwisk, wsypanie towarzyszy, denuncjację, zdradę, które nie są godne Anioła i anioła. Dlatego: „wieszają go głową w dół z włosów anioła ściekają krople wosku tworząc na podłodze prostą przepowiednię” Krople wosku przypominają alabaster, formę występowania kalcytu, chętnie stosowanego w rzeźbach antycznych bohaterów, które przetrwały do naszych czasów. Komunizm musi upaść. I upadnie, a pamięć o Bohaterach przetrwa – takie jest proste przesłanie, przepowiednia Herberta. Dlatego „anioł” w tytule pisany jest z szacunkiem dużą literą. W ten sam sposób torturowali Witolda Pileckiego i Kazimierza Moczarskiego. „Seniorat” Henryk Biliński po wojnie działał w konspiracyjnych, nielegalnych organizacjach wojskowych, utrzymywał kontakt z rządem w Londynie i był kurierem: „W latach sześćdziesiątych powstała tajna organizacja, której twórcą – po wyjściu z więzienia – byli pułkownik Pluta-Czachowski, Rybicki – szef „Kedywu” warszawskiego pseudonim „Stary”, Lopek Kummant „Ryski”, Zbyszek Brym, oraz generałowie Abraham i Boruta-Spiechowicz, ci dwaj ostatni nadawali rangę niezależnym uroczystościom patriotycznym – nazywało się to „Seniorat”. „Gdzie konia kują, tam żaba nogę podstawia” – podstawiłem i ja swoją. Byłem jednym z ludzi organizujących przerzuty materiałów do Londynu. Miałem kontakt tylko z pułkownikiem Irankiem-Osmeckim – to była moim zdaniem najlepsza głowa na emigracji. Moim rozprowadzającym – że tak powiem – był porucznik Draczyński. Spotykaliśmy się w metrze. Przychodził pułkownik Iranek-Osmecki, Draczyński mówił: „Czołem!”. – „Czołem!”. [Wtedy] przekazywałem dokumenty. Kto przekazywał, kto dawał te dokumenty – na pewno dawał między innymi Reiff. Wszystkie wyroki sądów, odpisy – szły na Zachód, do Instytutu Polski Podziemnej (...). Nie tylko ja jeździłem. Byłem jednym z organizatorów kanałów – to nie był jeden kanał, o innych osobach nie powiem”. Seniorat miał nie tylko charakter organizacji kombatanckiej, informował rząd w Londynie o wyrokach i toczących się procesach, nadawał odznaczenia. Powszechne było wtedy oczekiwanie na III wojnę światową, która przyniesie Polsce wyzwolenie. Zbigniew Herbert nie chciał mówić o swoich związkach z Armią Krajową, zachowując dużą dyskrecję, przez co zarzucano mu, że mitologizuje swoją przeszłość, próbuje ubarwić biografię. Trzeba pamiętać, że Herbert sporo podróżował po Europie Zachodniej. Jeżeli był również kurierem Senioratu, lub innej organizacji konspiracyjnej, to jego milczenie jest w pełni zrozumiałe. Poziom głębokiej konspiracji w Senioracie podkreśla Andrzej Biliński, który mówi, że w Londynie miał kontakt tylko z pułkownikiem Irankiem-Osmeckim i porucznikiem Draczyńskim. Andrzej Biliński opowiedział o Senioracie i swojej historii dopiero 10 lat po śmierci Zbigniewa Herberta. Nic nie wiadomo o przynależności Herberta do Senioratu, ale wykluczyć tego nie można. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
duże dzieci to nie igraszka